Szacunek do przeszłości, a odtwarzanie więzi rodowych

Pamięć o przodkach, poczucie wspólnych korzeni, więzy krwi, przynależność do dużej wspólnoty - czy warto w ogóle nad tym się zastanawiać? Czy nie szkoda czasu, którego i tak ciągle nam brakuje? Czy we współczesnej rzeczywistości jest to nam do czegoś potrzebne?

Sens życia, przemijanie, człowieczeństwo, życie godne - te określenia w swej głębokiej wymowie, w mniejszym lub większym stopniu, towarzyszą nam przez całe nasze życie. Jakie wyciągamy z nich wnioski, jaki mają wpływ na nas? Czy aktualne tempo, dnia codziennego, daje nam szanse na chwile refleksji - zadumy nad życiem? Czy rzeczywiście trendy współczesnego świata całkowicie aprobujemy - czy nie poddajemy się im zbyt bezkrytycznie? Czy nie powinniśmy próbować budować własne, indywidualne, podejście do życia - oparte na akceptowanej w pełni, przez nas, hierarchii wartości?

Nasi odlegli przodkowie - kto to jest? Czy powinniśmy do nich wracać? Interesować się tym, jakie mieli imiona, jak długo żyli, ile mieli dzieci, czy też jakie było ich życie. Teraz, kiedy współczesna epoka stworzyła nam możliwości do poszukiwania odpowiedzi na te pytania, stoimy przed wyborem - wyborem chyba moralnym: czy czynić w tym kierunku jakieś starania, czy nie? Są tacy, którzy te starania nazywają modą, snobizmem - nie potrafią pomyśleć - poczuć, że może to być, po prostu, obowiązek sumienia. Nie potrafią również uzmysłowić sobie, że wiedza o przodkach, to też wiedza o nas samych. To przodkom zawdzięczamy nasze istnienie, to dzięki nim jesteśmy tacy wyjątkowi. Za to wszystko, nosimy w sobie, dla nich - być może, że czasem zbyt mało uzmysławianą - wdzięczność. Kultywując pamięć o przodkach, uczestnicząc w corocznych rodzinnych zjazdach - potwierdzamy życie rodu, jego rzeczywistą, nieprzerwaną ciągłość. Dzięki takim działaniom, możemy - minionym pokoleniom - oddać ten wyjątkowy hołd. Można też sobie wyobrazić - poczuć, że tego właśnie - Ci, co byli przed nami - by sobie życzyli, że tego po nas oczekują.

Zastanawiając się nad sensem odradzania rodu we współczesnym świecie, dostrzeżemy - w działaniu tym - jeszcze inne pozytywne następstwa. Każdy z nas - w swym życiu - przejawia potrzebę oparcia się na trwałych, nadrzędnych wartościach, które wnoszą w nie, tak potrzebny nam ład. Czy nie należy do tych wartości rodzina - ta bliska i też ta odleglejsza, szacunek do wcześniejszych pokoleń i do tradycji? Należeć do dużej, zorganizowanej rodziny - rodu, być na zjazdach wśród bliskich osób - życzliwych i uradowanych - czyż to nie może być budujące, czy dzięki temu nie zyskamy też dodatkowych sił do dźwigania ciężarów życia?

Współtworząc drzewo genealogiczne rodu - odkrywając własną tożsamość - być może, że poczujemy, iż nie jesteśmy już tylko zagubioną, niewielką i chwilową formą życia we wszechświecie. Być może, że zyskamy nie tylko nowe wartości, ale też staniemy się mocniejsi i dojrzalsi. Przecież, to właśnie poprzez ciągłość istnienia rodu, możemy się przeciwstawić przemijaniu. Ród jest dowodem na ciągłość naszego życia, bo my jesteśmy ciągłością życia naszych przodków. Może to właśnie w tym tkwi główny sens naszego istnienia.

Nie do wszystkich, z tymi ideami, da się dotrzeć od razu. To od każdego z nas - od stopnia indywidualnej wrażliwości - zależy, czy uzmysłowione więzy krwi, obudzą poczucie przynależności do rodu, czy utożsamimy się z nim, czy będziemy umieli poczuć się jego częścią. Zapewne to budzenie się świadomości - raz zapoczątkowane, będzie procesem postępującym, obejmującym coraz szersze rzesze członków wspólnoty. Uświadomienie sobie - zaakceptowanie, przynależności do takiej wielkiej rodziny, doda też naszemu życiu coś, czego być może w głębi siebie pragniemy - co jest naszą potrzebą, a czego - we współczesnym świecie - tak nam brak. Nie obawiajmy się - więc, na to wszystko otworzyć!

10.05.2009 r.
Jacek Szparaga